piątek, 22 stycznia 2016

Piotr Michałowski

Piotr Michałowski - autoportret. 


Piotr Michałowski - artysta pod wieloma względami szczególny.
Co ciekawe, jeden z nielicznych twórców rozpoznawalnych 
(za życia w każdym razie), lepiej za granicą, niż we własnym kraju. 
Doceniony w początkach XX wieku, później znów co nie co zapomniany, 
rehabilitowany pod koniec XX wieku ( w kraju ), ale czy naprawdę szeroko rozpoznawalny? 
Czy wszyscy Państwo wiedzieli, że istniał, że był naprawdę dobry - w panteonie
powiedzmy 10-20 najlepszych polskich malarzy swoich czasów?

Michałowski urodził się w Krakowie, w roku 1800.
Choć i on, jak większość dotąd opisywanych twórców polskich, wywodził się z rodu szlacheckiego, choć poruszał tematy bliskie polskiej kulturze, w tym i swojego stanu, 
inspirował się bardziej malarstwem europejskim, romantycznym - styl swobodny w
sposobie nakładania farby, często impastami...
Widać odniesienia do malarstwa Theodora Gericaulta, oraz Eugene'a Delacroix'a, 
zaś w sferze realizmu, wielu motywów, swoistej nastrojowości i natężenia efektów 
światłocienia - także do malarzy barokowych, jak Velazquez, czy Rembrandt.

Michałowski czynnie pomagał również podczas powstania listopadowego 
- nie walcząc - lecz nadzorując produkcję broni i amunicji. Po powstaniu 
- jak wielu polskich patriotów - wyjechał do Paryża.

Był człowiekiem wszechstronnie wykształconym, matematykiem, przyrodnikiem, 
studiował ekonomię, nauki humanistyczne (na Uniwersytecie Jagielońskim 
i w Getyndze), zajmował się rozwojem hutnictwa (również praktycznie, przy rządzie 
w Warszawie !)..., nie miał jednak najważniejszego - dla interesującego mnie tematu 
- dyplomu, dyplomu państwowej - najlepiej zagranicznej uczelni artystycznej...

Dzielić artystów na amatorów i profesjonałów można na dwa sposoby. 

Pierwszy dotyczy jedynie wykształcenia - mówi, że dyplom i pieczątki na nim 
- decydują o wszystkim - artysta z dyplomem jest profesjonalistą nieważne, 
co tworzy (i czy), zaś brak dyplomu równa się amatorstwu, znów, nieważne 
jaki jest poziom prac.
Drugie podejście mówi, że liczy się przede wszystkim poziom prac, jakość 
- tak formy jak treści zawartych w dziele, świadomość medium, którego 
się używa w ramach ekspresji osobowości twórczej; a ukończona szkoła może 
być dodatkowym atutem, ale dyplom jej ukończenia nigdy nie jest tabu, 
czy zaklęciem magicznym - blokującym wszelkie oceny, rozmowy, argumenty...

Mnie osobiście to obojętne - i to pomimo, że - sam ukończyłem szkołę projektowania plastycznego, a zajmuję się malarstwem, czy piszę o sztuce (i na inne tematy).
Nieistotne - jak ktoś mnie nazwie - bardzo często bowiem, nazwa sobie, życie 
i jakości, sobie.
Jeśli miałbym być dla kogoś dobrym amatorem, bo ani przynależność do stowarzyszeń, 
ani moja szkoła nic tu nie znaczy, to też fajnie i finito, koniec tematu, bo to, jak ktoś
mnie nazwie nie wpłynie nijak na moje podejście  - dążenie do (własnej) granicy 
możliwości, zwanej popularnie "doskonałością" - w tym medium, które mnie interesuje...

Dobry amator = dobry w tym, co robi = i O.K.

Jedyną formą wykształcenia artystycznego Michałowskiego, była prywatna 
nauka w pracowni Paryskiego artysty N. T. Charleta, w latach 1832-35. 
Szkoła prywatna.

Michałowski żył dość krótko (55 lat), zmarł już w kraju, do którego powrócił 
w roku 1837. Pozostawił po sobie wiele arcy-interesujących obrazów, oraz ponad 
1000 akwarel i rysunków.
Był malarzem wszechstronnym tematycznie, malował zwierzęta - przede wszystkim 
konie, liczne portrety, przedstawienia Żydów, sceny rodzajowe z życia wsi, 
batalistyczne i pejzaże...

Dzięki oryginalności (jak na polskie warunki) stylu i skutecznej inspiracji dziełami 
mistrzów zachodnich, zyskał spore uznanie malarzy europejskich, w tym, co być 
może parę osób zaskoczy - Pabla Picassa...
Choć to z pewnością uproszczenie, w XX wieku często traktowany był i opisywany 
jako: "jedyny polski malarz europejskiego formatu" - i choć z pewnością nie 
był jedynym, lecz też, bez wątpienia, jednym z najlepszych...
Podkreślmy jeszcze raz - "amator" (bo malował i rysował i przed nauką u swojego
Mistrza) kształcony jedynie 3 lata i to prywatnie...

A teraz..., obrazy - nie będę zbyt dużo o nich pisał, podobnie jak w przypadku 
Olgi Boznańskiej uważam, że nadmiar słów czasem po prostu nie pasuje..., 
zapraszam:





































W tym przypadku widać, że artyście zdarzało się zmieniać koncepcje twórcze, zaczynać 
jeden obraz, potem drugi, czasem je kończył, czasem pozostawiał - zapewne na później, 
jakoś tak się złożyło, że ten akurat - pozostał nieukończony... 




Proszę się przyjrzeć - jaka swoboda gestu przy tworzeniu stroju postaci - toż to miejscami, 
ledwie kilka zamaszystych ruchów szerokim pędzlem! 





W tym przypadku  znów - w dolnej części obrazu widzimy 
szkic innego portretu - artysta wykorzystał tu płótno przeznaczone wcześniej 
pod inny temat..., mamy tu zatem ponownie dwa portrety..., jeden na drugim,
choć tym razem drugi portret jest znacznie bliższy ukończenia...,
zapewne jeden - dwa dni pracy i może nie poznalibyśmy pierwszego pomysłu?













































































































































Zapraszam!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz