środa, 18 maja 2016

Martwa natura z wędzidłem



Dziś piszę o pewnym obrazie, o jego autorze -  to esej, acz podrzucę 
co nie co myśli analitycznych. 

Oto "Martwa natura z wędzidłem"

 


Obraz - z XVII wieku - namalował artysta popularnie przezywany 
Johannes Torrentius, choć jego prawdziwe miano brzmi: 
Johannes Szymonsz van der Beeck.

Spójrzmy na obraz - co w nim dominuje ponad (zdawało by się), dekoracyjną 
kompozycją?

Wędzidło. 

Unosi się / zawieszone jest ono u góry, na środku, dominuje, choć jednocześnie 
jest w półcieniu.

Podstawowym przeznaczeniem wędzidła jest poskramianie "niegrzecznych" 
koni - takich, które nie kojarzą człowieka z istotą dominującą, nie chcą 
ulec zniewoleniu...

Wiem, w historii sztuki i dla miłośników holenderskiej martwej natury, ten obraz 
jest już niemal synonimem umiarkowania i wstrzemięźliwości, czasem nawet jakimś nadnaturalnym auto-ostrzeżeniem, odniesionym do niezwykłego życia i niewesołej
śmierci autora...

Dziś, współcześnie, przyzwyczailiśmy się traktować przedmioty na półce, jako 
dekoracje do kuchni lub pokoju dziennego. Jeśli już jest w takim przedstawieniu 
czytelna anegdota, najczęściej ma charakter surrealizmu...

Tak, dziś, lecz niemal każda kultura, w każdej epoce, tworzy własne systemy 
przekazywania metaforycznych i symbolicznych treści.

My korzystamy z szerokiej gamy możliwości kodowania lub przekazywania
łopatologicznych treści z pomocą bogactwa dostępnych technik. 
Podówczas, poza literaturą, tańcem i teatrem, kuglarskimi zabawami, malarstwem, 
listem posyłanym pocztą, rzeźbą, rysunkiem i grafiką warsztatową, 
nie było żadnych możliwości.
Spróbujmy wyobrazić sobie, że nie ma..., w ogóle NIE MA:
fotografii, komputerów osobistych, smartfonów, tabletów, komórek, a zatem 
i grafiki komputerowej, gier, memów, emotikonów, animacji, licznych aplikacji, 
ba, nie ma też internetu i w ogóle, telefonów. Nie ma telewizji, radia, nie ma i filmów. 
A poczta nie dociera samolotem, pociągiem lub szybkim samochodem dostawczym. 
Nic z tych rzeczy.

Poza tym świat XVII wieku pogrążony jest w chaosie konfliktów religijnych, 
pełen nakazów, zakazów, dogmatów i nieprzekraczalnych pozornie, społecznych
tabu... Wielu ludzi ginie za poglądy, przez poglądy, albo po prostu, mają pecha trafić 
w ręce nadgorliwych poszukiwaczy wszelkich odstępstw...

Nie ma leków, współczesnych szpitali, co i rusz przez Europę przetaczają się istne pandemie, wyniszczając często całe wsie i miasta... Śmierć na wiele sposobów czyha 
na każdego nieostrożnego człowieka.

Brakło powszechnej edukacji, większość ludzi nie potrafiła czytać i pisać...

Sztuka była często jedyną ozdobą domów, pałaców, kościołów, budynków użyteczności publicznej..., a subtelne aluzje, metafory, skomplikowane symboliki zrozumiałe tylko 
dla części osób, stanowiły istotny sposób na przemycanie treści pozornie zabronionych, 
lub przynajmniej, nietypowych, potencjalnie grożących ludziom nawet ostracyzmem.

Łatwo zrozumieć, że malarze - zwłaszcza zdolni - byli w cenie, a ich obrazy rzadko 
przedstawiały tylko to, co widać na pierwszy rzut oka. Ale artysta był podówczas 
jednak, tylko i aż rzemieślnikiem pracującym na zlecenia. A w każdym razie tak było,
zazwyczaj.

Nie wszyscy twórcy przyjmowali ten punkt widzenia.

W każdym razie Johannes Szymonsz van der Beeck - autor powyższego obrazu,
z pewnością nie był statecznym rzemieślnikiem pracującym grzecznie na zamówienia 
i zachowującym pozory społecznej ogłady i prawomyślności.

Za co zresztą podpadł (protestanckiemu, holenderskiemu społeczeństwu XVII wieku).

Bynajmniej nie za to, że był artystą. Też nie, za niedoceniony geniusz - o czym 
był przekonany i co wyrażał głośno i wyraźnie. Za swoje czyny i osobowość 
mógłby być dla nas niemal synonimem niektórych twórców kultury... 
Można by powiedzieć - stereotypowy wolny duch i niebieski ptak.

Nasz Johannes był (w skrócie): notorycznym pijakiem, awanturnikiem, rozwodnikiem,
który mając spore stadko dzieci nie płacił alimentów, hulał, przynależał do nielubianych
sekt, za chamstwo podpadał licznym, a ważnym ludziom, malował dla zleceniodawców 
liczne obrazy wprost erotyczne, nie stosując uznawanych metafor i symboli - na 
ówczesne standardy, po prostu pornografię i to z rodzaju tej hard...

Co więcej - martwe natury były w jego twórczości bardzo rzadkie, niemal unikatowe. 

Jak wynika z czytanych prze ze mnie analiz Jego procesu 
- najprawdopodobniej chodziło jednak o to, że podpadł zbyt wielu możnym swego świata, a reszta była 
po prostu kropką nad i, wygodnym pretekstem.

Ale udało mu się znaleźć protektora - króla Anglii, który wyciągnął go z więzienia 
i zaprosił na swój dwór. Niestety, autor był zwyczajnie niepoprawny, gwałtowny,
zatem wkrótce popadł w kolejne problemy, podpadł nie tym, co trzeba, nie szanował zwyczajowych podziałów społecznych, i w efekcie ponownie musiał uciekać.

Na dodatek wyjątkowo pochopnie wybrał kierunek ucieczki - bo wrócił do Amsterdamu, 
gdzie go z miejsca uwięziono i wkrótce..., zamęczono na śmierć, a jego dzieła, 
w ogromniej większości, spalono... Tylko czysty przypadek sprawił, że znamy poziom
jego warsztatu i to, dzięki powyższej martwej naturze. 

Wyżej pokazana "Martwa natura z wędzidłem" jest dosłownie jedynym obrazem, jaki przetrwał, choć i jemu mało brakowało. Do początku drugiej dekady XX wieku 
używano bowiem obrazu, jako..., wieka beczki z rodzynkami...

Jedno jest pewne. Życie autora nie było nigdy wstrzemięźliwym i skromnym, 
a odwrotnie, hulaszczym i nieokiełznanym - buntowniczym, agresywnym, pełnym
konfliktów. Dodatkowo, obraz powstał u progu kariery artysty, zatem nie był też 
sumą doświadczeń życiowych.

Co widzimy w obrazie - łopatologicznie - na pierwszy rzut oka?

Dzbany - cynowy i kamionkowy - jeden na wodę, drugi na wino. Pośrodku (spory),
 kielich do 1/3  napełniony winem. Przemowa o wstrzemięźliwości, umiarkowaniu, 
o tym by pamiętać o przemijaniu i naukach religijnych - protestanckich, purytańskich
surowych. Sens zatem wydaje się prosty i znany powszechnie (przynajmniej ówcześnie).

Oczywiście, pomijając inne elementy, w tym, oczywiście, wędzidło.

Rozcieńczanie wina, mała ilość trunku w kielichu i wędzidło - to przecież sprzeczność 
- jeśli to vanitas, to zarazem pokaz, że należy dolewać więcej wody..., 
być wstrzemięźliwym.

Problem w tym, że artysta taki nie był, a anegdota mówi jednak o mieszaniu wody 
z winem..., rozcieńczaniu. Zatem umieszczone nad kielichem wędzidło może także sugerować, co artysta sądzi o nakazach moralnych swoich ziomków, widząc 
w skromności i wstrzemięźliwości - nie słuszne nakazy moralne, ale zwykłe..., 
zniewolenie.

Kolejna sprawa - taki drobiazg, zazwyczaj pomijany - skierowanie wylotów naczyń 
- jednego do kielicha (wino !), drugiego, w stronę przeciwną.
Poza tym, kielich jest na środku, jest dominantą, kielich - nie jakieś cynowe 
czy drewniane naczynko na wodę, ale kielich - bogaty, cenny, drogi.
Pod kielichem widzimy dwie fajki i karteczkę z nutami. Dwie fajki, nie jedną, 
umieszczone po bokach, cybuchami ku dzbankom. Zatem drogi kielich z winem, 
dzban cynowy (na wodę) jest odwrócony, muzyka (nuty), palenie tytoniu 
"za dwóch", a może nawet delikatna metafora o podłożu, nazwijmy to, obyczajowym?

Dodajmy jeszcze, że dokładniej przyglądając się życiu artysty odnajdziemy
go tworzącego obraz po około dwóch latach małżeństwa. 
Dziś, można by powiedzieć, że artysta był zaobrączkowany, okiełznany, 
wstrzemięźliwy z konieczności.

Gdyby obraz był prostą alegorią koniecznej wstrzemięźliwości, wędzidło mogło 
by być, jak odruchowo tłumaczy większość komentatorów - wyrazem głębokiego 
szacunku do prawa i obyczaju, religii, tego wszystkiego, co skłania nas do tkwienia 
w ramach moralności, samo-ograniczeń, umiarkowania, gdy serce i duch chce czegoś
zgoła..., innego.

Niestety..., nie da się wyrwać wędzidła z obrazu, przesunąć go na obrazie, 
odebrać mu ciekawego, intrygującego miejsca w półcieniu, ponad wszystkim, 
co tak pięknie wymalowane...

Choć parę osób, których opinie czytałem, próbuje to uczynić.

Nie da się. 

Zakłamanie rzeczywistości nie zmienia jej, osłabia co najwyżej argumentację
piszącego.

Nie da się również zaprzeczyć, że szacunek dla religii, prawa i obyczaju był głęboko
sprzeczny z charakterem autora martwej natury z wędzidłem - sprzeczny!

Nie można też powiedzieć, że autor to kiedykolwiek ukrywał....

Wiadomo, że tę konkretną martwą naturę woził ze sobą. 
Jeśli dzieło woził ze sobą jako pokaz kunsztu.., cóż, nie sądzę, by którykolwiek 
artysta zabierał ze sobą w podróż obraz sprzeczny z własnymi dążeniami, stawiający 
go w roli ciężkiego hipokryty...
Ten obraz - jak sądzę - może być zatem czytany na dwa, odwrotne sposoby!
Ale tylko, w oderwaniu od realiów życia autora / kontekstu reakcji otoczenia.

Osobiście obraz postrzegam jako kunsztowny pokaz możliwości, a zarazem 
metaforyczny bunt. Skrytą, a sprytną krytykę systemu, zmuszającego 
do trzymania się wymyślnych zasad.

Wędzidło zatem, bynajmniej, nie kieruje nas ku Vanitas..., marności wszystkiego. 

Bynajmniej. 

Dla mnie to świadomość zniewolenia artystycznego ducha. Uwięzienia, okiełznania
ducha i ciała w kieracie zwyczaju. Jeśli zaś zapowiedź - to przede wszystkim - bliskiej
ucieczki od żony by dalej hulać i łamać wszelkie zasady, pić wino nie rozcieńczone 
wodą, palić i bawić się dowolnie w dobrym towarzystwie.

Sprytny żart malarski, a zarazem symboliczny. Popis. W stylu autora, kwintesencja. 

Cóż więcej można dodać? Niewiele, bowiem..., nie znamy innych dzieł autora. 
Możemy tylko łączyć wszystkie wątki, lub wybierać te, które zdają się najbliższe
prawdy. 

Koniec.