Rembrandt H. van Rijn urodził się w Leidzie, w roku 1606.
Naukę malarstwa rozpoczął w wieku 15 lat (1621), w pracowni miejscowego
artysty - Jacoba van Swanenburgha, nauka trwała 3 lata.
W roku 1624 zaczyna naukę w Amsterdamie pod okiem bardziej znanego malarza
W roku 1624 zaczyna naukę w Amsterdamie pod okiem bardziej znanego malarza
- Pietera Lastmana. Po kilku latach wrócił do rodzinnego miasta, otwierając
pracownię malarską (wraz z innym uczniem Lastmana - Janem Lievensenem).
Większość biografii - momentem przełomowym w życiu artysty - określa rok
1628 - gdy pracownię artystów po raz pierwszy odwiedził dyplomata i podróżnik,
postać bardzo wpływowa w ówczesnej Holandii - Constantin Huygens.
Huygens zamówił u obu artystów portrety - musiał być zadowolony z efektu,
ponieważ przez kilka kolejnych lat pomaga artystom w zdobywaniu zamówień.
Można powiedzieć - według współczesnej miary - był ich mecenasem, sponsorem,
a zarazem marchandem, agentem.
W roku 1631 Rembrandt przenosi się do Amsterdamu, gdzie dzięki marchandowi
Hendrickowi van Uylenburghowi - zakłada autorską pracownię i ma zapewnione
liczne, intratne zamówienia.
Dwa lata później zaręcza się i żeni z siostrzenicą marchanda - znaną z wielu
obrazów Rembrandta - Saskią. W roku 1635 - na fali sukcesu otwiera większą
pracownię, gdzie też przyjmuje pierwszych uczniów.
Wkrótce ma wielu uczniów, jednak jego życie rodzinne nie jest szczęśliwe.
Przedwcześnie umiera troje dzieci artysty i dopiero w roku 1641 rodzi się Tytus
- syn, któremu udaje się przeżyć wczesne dzieciństwo... Niestety ledwie rok
później umiera jego ukochana żona, Saskia, na dodatek tak określając swój
testament i przekazanie posagu, że i w kolejnych latach artysta ma ogromne
problemy w życiu osobistym...
Mimo wszelkich przeszkód w życiu prywatnym - nie załamuje się, lecz jakby
tym bardziej zagłębia w świat sztuki, tworzy znacznie więcej niż "na zlecenia",
w tym liczne grafiki i maluje, maluje, maluje...
Rembrandt - co częste, wręcz powiedziałbym typowe - choć artystą był
bez wątpienia wybitnym, nie miał szczególnej smykałki do biznesu.
"Śmiał" tworzyć według własnego sposobu i malarskiej stricte wizji,
czyli nie tak, jak chcieliby klienci - laicy. Co więcej - wraz z upływem
lat jego elastyczność "rynkowa", zdolność do kompromisów między
pasją sztuk i wymogami klienteli stopniowo spadała.
Do tego Rembrandt nie był pokorny wobec uznanych krytyków...
Sumując - prosty przepis na problemy - wówczas i, mimo wszystko, obecnie.
Rynek sztuki zawsze był trudny, i choć w XVII - wiecznej Holandii, chyba
po raz pierwszy w historii nowożytnej zbliża się do współczesnej definicji,
wcale nie staje się łatwiejszym.
Dawniej, a także nadal (w XVII wieku), w krajach katolickich - talenty artystyczne
były wyłapywane i promowane przez możnych - zatem nieodmiennie dobrze wykształconych, obytych w sztuce - mecenasów, sponsorów - zazwyczaj z warstwy
szlacheckiej, z otoczenia dworów władców, lub z (bogatego), duchowieństwa.
W Holandii XVII wieku panuje protestantyzm, a to dosłownie wszystko zmienia.
Można powiedzieć, że artyści i wybitni rzemieślnicy wielu dziedzin artystycznych
i dekoracyjnych - doświadczają tam zmiany podobnej, jak ta, której doświadczyliśmy
całkiem niedawno - w ramach przejścia od świata socjalizmu, do kapitalizmu
"z ludzką twarzą", a szczególni ci artyści, którzy doświadczyli rewolucji technicznej
(w wieku 60 +).
Ja - słowem głębszej dygresji - należę do pokolenia czasu przejściowego, jako dzieciak żyłem w świecie bez Internetu, ale już jako około 11 latek, miałem swój pierwszy
komputer domowy - wprawdzie miał on pamięć rzędu 64 kilobajtów...
Niemniej, jako artysta, działać oficjalnie (pierwsze wystawy, plenery), zacząłem
w roku 2002 - nie doświadczyłem zatem powszechnej pomocy państwa w artystycznym
istnieniu - o której opowiadało mi wielu starszych malarzy...
Co więcej - dla malarza jeszcze lat 80' XX wieku, konkurencyjne wobec jego
twórczości były - radio, czarno-biała zazwyczaj telewizja, kino, fotografia.
Już sporo wobec świata XVII wieku, ale..., zarazem bardzo dobrze, wobec
rzeczywistości z drugiej dekady wieku XXI.
Rzeczywistości - gdzie obok (liczącej setki kanałów), telewizji cyfrowej,
komputerów osobistych, internetu, gier komputerowych, społeczności wirtualnych
(niemal dowolnie kreowanych fantazją autorów), gdzie gra zaczyna przenikać do codziennego świata gracza, czasem wręcz zdaje się prawdziwsza, lub bardziej
pociągająca od codzienności..., poza tym wszelkie inne media, aplikacje, a w końcu
małe osobiste bramy do tego oszałamiającego, drugiego planu rzeczywistości - jakimi
są nasze komcie, smartfony i ich kolejne wariacje...
Tu dodam (uaktualniając zarazem ten tekst) - waśnie teraz sztuka przeżywa kolejną
wielką rewolucję - podobną tej, jaką w XIX wieku był wynalazek fotografii, a potem
filmu, telewizji i cóż, grafiki cyfrowej oczywiście - otóż, wchodzi sztuczna inteligencja, która niepokojąco szybko uczy się tworzyć również sztukę wizualną - co prawda na razie tylko cyfrową, ale kto zabroni twórcom napisać program, który pozwoli AI używać
robotów? To raczej kwestia czasu - trudno przewidzieć, jak to zmieni rynek sztuk
tradycyjnych, ale zmieni na pewno...
W kilkadziesiąt lat przeszliśmy od świata, w którym na wernisaże biły tłumy,
a każdy w każdej miejscowości wiedział, kto co robi w rzemiośle / sztuce,
do świata, w którym coraz rzadziej można spotkać miłośnika sztuki,
kogokolwiek, kto realnie rozumie wkład naszej pracy, zaangażowanie
umysłu, pragnienie rozwiązywania skomplikowanych układów kompozycji,
doboru barw... Świata, w którym każdy, dosłownie każdy człowiek ma dostęp,
"na pstryk" - do przeglądarki, zarazem zatem porównywarki..., tego co sami
stworzyliśmy, a co dziś, rok temu, dekadę wstecz lub kilka stuleci, stworzyły
wielkie rzesze innych twórców...
Rembrandt mógł liczyć na marchandów i mecenasów - ale już na innych
zasadach niż jego poprzednicy dwa - trzy pokolenia wstecz.
Przyszło mu żyć w pierwszym okresie rozwoju współcześnie rozumianego,
wolnego rynku, wraz ze wszystkimi jego szaleństwami, nieprzewidywalnością,
niestabilnością, zmiennością mód i zapatrywań społecznych, koniecznością
pracy dla ludzi, którzy mocno nie zawsze mieli jakiekolwiek pojęcie o tym,
co istotne w jego dziedzinie..., gdzie już ważny był świat autoreklamy, pierwotnej,
acz jednak komercji. Ważne było też pokorne podejście do krytyki - niekoniecznie
możnych i wykształconych, a coraz częściej - domorosłych intelektualistów,
albo wprost - niezbyt uczciwej konkurencji..., lub da odmiany, purytańskich
duchownych.
Cóż, nie dał im rady. Nie, nie jako malarz, ale jako ten, który pragnie żyć sztuką, jednocześnie żyjąc ze sztuki.
Wraz z upływem czasu Rembrandt popada wręcz w długi, żyje coraz skromniej,
w końcu..., bankrutuje - a jego zbiory i prace zostają sprzedane na aukcji.
Lecz choć żyje bardzo skromnie, wciąż tworzy - do końca pozostając wiernym
swojemu największemu talentowi.
Umiera w biedzie, otoczony opieką jedynie piątego, nieślubnego dziecka - 15 letniej
córki, w roku 1669. Rembrandt dożył wieku 63 lat...
Namalował około 300 obrazów, stworzył też kilkaset grafik i dobrze ponad
Namalował około 300 obrazów, stworzył też kilkaset grafik i dobrze ponad
tysiąc rysunków.
Skupię się na jego obrazach, jednak warto poszukać także świetnych, ujmujących
grafik i szkiców artysty (jak autoportret powyżej).
Czasem - ze względu na silne kontrasty światła i cienia - porównuje się Rembrandta
do Caravaggia, jednak ich styl jest zupełnie inny...
Nazywa się czasem Rembrandta "malarzem duszy" - odróżniając go od Rubensa
określanego z kolei - jako "mistrza w malowaniu ludzkiego ciała".
Ale i to są uproszczenia - obrazy Rubensa są bardziej dynamiczne, skomplikowane,
pełne postaci o aż nieprawdziwych - rozpasanych i tęgich ciałach, ale jednocześnie
najczęściej alegoryczne, pełne metafor, odniesień do mitologii i swoiście
pojmowanego ówcześnie katolicyzmu - w dobie kontrreformacji, czyli swoistej
idei, dotykającej także świata sztuki, mającej wyraźnie odróżnić, ale i pokazać
przewagę katolicyzmu / tradycji - wobec nowych norm społecznych, proponowanych
przez protestantyzm (reformacja).
U Rembrandta z kolei więcej jest pracy nad strukturą obrazu, sposobem malowania,
wydobyciem światła, cienia, barw, którymi - bardziej niż skomplikowaniem
kompozycji - buduje określoną nastrojowość i treść symboliczną.
Rubens i Rembrandt to po prostu i aż - dwaj indywidualiści, nie naśladujący
ani siebie, ani innych malarzy - czerpiący z trendów, by je zasymilować,
a potem przetworzyć, przekuć by wzbogacić własny styl malarski.
Tworzyli własne stylistyki i wszelkie porównywanie ich - by jednego skrytykować,
a drugiego wynieść, jest, moim zdaniem oczywiście - pozbawione sensu...
Wyjątkowych wątków w malarstwie Rembrandta nie brakuje, ale szczególna
jest liczba Autoportretów...
Warto przyjrzeć się im dokładnie - by wiedzieć, że nie da się powiedzieć,
Warto przyjrzeć się im dokładnie - by wiedzieć, że nie da się powiedzieć,
jakoby były dowodem na nadmierne zadufanie autora..., oj nie.
Można je nazwać studiami stanów ducha, możliwości ludzkiej mimiki, oraz kroniką
przemijającego czasu...
Poza tym, cóż, autoportrety to dobre ćwiczenie - nie tylko w okresie uczniowskim,
ale zawsze - bowiem można poświęcić im dowolną ilość czasu, pozostawić
w dowolnym momencie wykonania, ba, dowolnie eksperymentować...
Jak kiedyś już pisałem, autoportret jest najtrudniejszą z form portretu
- zwłaszcza ówcześnie, gdy nie mamy fotografii, nie ma rzutników, komputerów,
- jest tylko lustro i siedzący naprzeciw artysta, praca na żywo, na dodatek, z bardzo ruchliwym modelem ;)
To, co mnie najbardziej zadziwiło, nadal wręcz sprawia - że nie do końca wierzę
przekazom, to pierwsze dzieła Rembrandta, albo obrazy za takie uznawane...
One są, po prostu..., średnie.
Z czasem kompozycje stają się odważniejsze, ale...
Nie każdy mistrz wielkiej miary jest nim od pierwszego obrazu.
Warto o tym pamiętać, gdy przychodzą na nas te gorsze dni, gdy oglądamy
dzieła bardziej doświadczonych, albo nawet i bardziej zdolnych...
Nic nie jest ostatecznie przesądzone, a biegłość techniczna - szczególnie w naszych
czasach - gdy może być wynikiem różnorakich sztuczek..., nie jest najistotniejsza.
Można powiedzieć, że żyjemy w czasach, w których swoboda techniczna
jest tylko wyjściem do sztuki - istotnym, ale..., nie zawsze koniecznym,
skoro przy pewnej wprawie...
można ją zastąpić protezami rodem z nowoczesnej techniki.
Jednakże..., ja osobiście sądzę, i do tego dążę, by - jak Mistrzowie mieć wybór,
by mi protezy nie były konieczne, czy w ogóle potrzebne...
Nie nastawiam się do nowych mediów i technik wrogo, choć dawniej...,
ale wszystko się zmienia, z czasem nabiera się dystansu do spraw mniej ważnych.
Po prostu..., uważam osobiście, że warto umieć coś zrobić na różne sposoby,
bowiem nie zawsze będziemy mieli pod ręką rzutnik, czy komputer.
Poza tym wolność malowania dowolnego kształtu i oddawania go w dowolny
sposób z..., wyobraźni, pamięci - trudno porównać z sytuacją - gdy tylko
wyposażenie w protezy techniki zapewnia nam osiągnięcie określonej
jakości... Z drugiej strony..., wszystko zależy od indywidualnego zapatrywania,
sensu, podejścia, wybranego tematu...
Najistotniejsza jest ostatecznie własna wizja, szczerość wobec siebie
i swoich idei, koncepcji, tematów i istotnych dla nas wartości / treści lub emocji...
Czas przejść do autoportretów Mistrza, bo jednak był Mistrzem,
przez duże M..., jeśli nie za całokształt bez wyjątków, to w ogromniej większości
dzieł, a w autoportretach z pewnością wszystkich..., nawet tych pierwszych,
choć oczywiście są one dużo prostsze...
Wybór autoportretów Rembrandta pokazuję w miarę chronologicznie:
Autoportretów Rembrandt pozostawił po sobie znacznie więcej - bo blisko 100...
Dalszy pokaz portretów Mistrza zacznę też od jednego z nich - z wczesnych lat...
Polecam zwrócić uwagę na sposób namalowania włosów - "kędziorki"
tak wyraźnie widoczne, nie są właściwie malowane, ale raczej wydrapane
- prawdopodobnie drugim końcem pędzla...
Co, przy okazji pokazuje koloryt imprimitury.
Część autoportretów to również nawiązanie do sceny rodzajowej, ale przez
pryzmat życia rodzinnego artysty...
Choć zazwyczaj mówi się o Rembrandcie, że malował niezwykle lekko
i swobodnie (zwłaszcza patrząc na autoportrety), podkreślić należy,
że potrafił - na zlecenia - pracować z niezwykłym pietyzmem,
jak choćby w poniższym przypadku...
Warto też - patrząc na powyższy obraz zauważyć, że obraz ciała wydaje
się nieco dziwny - np., ręce zwłok poddawanych sekcji mają nierówną długość
i ogólnie ciało wydaje się lekko nieproporcjonalne.
Jednym z wyjaśnień może być to, że Rembrandt musiał się tu posłużyć szkicami,
lub malować coraz to inne zwłoki, jeśli scena była pozowana...
(farby olejne schną bardzo długo, obraz malowało się w kilku podejściach, a zwłoki...).
Choć scena może się wydawać nieco makabryczna, warto wiedzieć, że publiczne
sekcje zwłok były podówczas swego rodzaju modą - protestancką odpowiedzią
na Tabu charakterystyczne dla krain katolickich - ale przede wszystkim stawianie
na naukowe, pragmatyczne podejście do życia i śmierci, oraz początek ery
prawdziwej, współcześnie rozumianej nauki - upowszechnianej wśród ludzi
różnych klas społecznych.
A teraz..., szeroki wybór innych portretów pędzla Rembrandta:
Jak już pisałem, Artysta stracił większość z dzieci, czwarte z kolei - Tytus
dożył czasu nastoletniego, lecz i on nie przeżył ojca.
Oto kilka z portretów syna:
Są portrety, do których mam szczególny sentyment - dwa pierwsze przedstawiają
Polaków... 1. Jeźdźca polskiego - Lisowczyka, najemnika, 2. człowieka w stroju
polskim (czy był Polakiem, czy też nie, nie wiadomo), 3. portret wieloletniego
przyjaciela artysty - z którym się wielokrotnie, nawzajem portretowali,
często przebierając się w niezwykłe stroje...,
a ostatnia praca, to portret starego Żyda - obraz szczególny, niezwykły...
A teraz nieco scen rodzajowych, portretów bardziej metaforycznych, lub
jakby studyjnych, eksperymentalnych - a także aktów, scen z grubsza,
rodzajowych...
Nie będę tych prac szczególnie komentował..., niech przemawiają same z siebie...
Drobna uwaga - jesteśmy przyzwyczajeni, że obrazy w sieci
powinny oddawać realny koloryt i światłocień, ale..., czasem...,
można mieć poważne wątpliwości:
można mieć poważne wątpliwości:
Martwe natury jako takie, to nader rzadki temat w twórczości Rembrandta,
Jednak jest cykl, który można tak nazwać i jest to ten moment, gdy nazwa ta...
martwa natura - bardzo pasuje do przedstawienia...
Chyba najbardziej znanym obrazem Rembrandta, w połowie drogi między
sceną o charakterze rodzajowym, metaforycznym, historycznym
i portretowym, jest...
Jest to jeden z tych obrazów, które nie podobały się odbiorcom..., bowiem
najważniejsi ludzie nie są szczególnie wyróżnieni, zaś niemal fabularny charakter
przedstawienia zdaje się sugerować, że artysta wykorzystał portret zbiorowy
jako pretekst do własnych poszukiwań stricte artystycznych.
Choć są oczywiście i inne teorie, czasem nawet tak skomplikowane
i przedziwne, że przypominają..., powieści fantastyczno / popularno / naukowe
Dana Browna.
A teraz wybór prac o tematyce religijnej i alegorycznej - tu w pełni widać,
że artysta nie ograniczał się do przedstawiania świata - a szczególnie
światłocieni - w sposób czysto realistyczny...
Myślę zresztą, że światło (jasne akcenty budujące iluzję światła),
w ogóle - jako środek techniczny, dla Rembrandta był nośnikiem treści
"duchowych" - metaforycznych, mistycznych, czy wprost - teologicznych:
Przy okazji ponownie dwie reprodukcje jednego obrazu, które każą być bardzo
ostrożnym, wobec oceny dzieł..., przez internet...
Prawda, że spora różnica barw dzieli powyższe reprodukcje?
Ale pójdźmy dalej...
Ostatni "dział" dzieł artysty, jaki dziś pokażę, to pejzaże...
Koniec, a zarazem...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz