poniedziałek, 22 czerwca 2015

Uzupełnienia X...

Dziś wrócę do cyklu tekstów traktujących o teorii - jakoby dawna optyka - camery 
obscury, soczewki, lustra i ich zestawy - walnie przyczyniły się do rozwoju 
realistycznego malarstwa - od okresu późnego średniowiecza do wynalezienia 
fotografii. Do teorii autorstwa znanego malarza - Davida Hockney'a, opisaną
wcześniej w cyklu, do którego link znajdziecie Państwo pod poniższym tekstem.
Te - X (dziesiąte) uzupełnienia cyklu głównego - nie będą traktować 
(jak poprzednie "uzupełnienia"), o malarstwie danego regionu i omawianego 
okresu, są raczej zbiorem znalezionych w międzyczasie dowodów w postaci 
reprodukcji prac. Przede wszystkim szkiców i studiów przygotowawczych, 
wprawek i "podkładek" pomagających malować bez pomocy przyrządów 
optycznych. 

Najpierw o tym, jak powszechne w dawnych czasach były nie tylko starożytne 
rzeźby i ich kopie, ale i wszelkiego typu figurki miniaturowe, powszechnie 
dostępne i zadziwiająco wysokiej jakości..., a także bardzo przydatne dla artystów, 
tak początkujących jak i zaawansowanych. Zarazem świetne zastępstwo za postaci 
pozujące z natury i konieczność używania przyrządów optycznych...











Poniżej jeszcze dwa - z wielu dostępnych w sieci - zresztą też i na tym blogu
- obrazy przedstawiające typowe wyposażenie malarskiej pracowni... 
Wpadłem na myśl wyjaśniającą jedną z ważniejszych wątpliwości 
Davida Hockney'a - maski - odlewy twarzy i lub popiersia znanych postaci 
mogły być świetnymi zastępstwami za konieczność wielokrotnych spotkań 
z modelem - zwłaszcza, jeśli była to osoba z wyższych sfer - a także 
konieczności szybkiego malowania portretu, a zatem i jedynego ważkiego 
powodu dla stosowania optyki... Zwłaszcza, że maskę o twarzy postaci głównej, 
mogła nosić dublerka..., albo nawet kukła - co z kolei wyjaśniałoby dokładność 
wykonania szat, zbroi i innych elementów kompozycji, znów, bez konieczności 
uciekania się do optyki... Widzimy też, jak przestronne, wysokie i przestrzenne 
były pracownie co szacowniejszych artystów - nie to co dziś, oj nie - a zatem, 
nie można i tego udowodnić, że dawni mistrzowie musieli pracować nad 
jednym tylko obrazem na raz, jak wielu z nas musi zazwyczaj czynić..., odwrotnie, 
mogli ich mieć na różnym poziomie wykończenia w jednej pracowni kilka, 
kilkanaście, albo i kilkadziesiąt..., dodając do tego fakt, że dawniej praktykanci 
i adepci pracowali nad wczesnymi etapami prac..., a szef zajmował 
się głównie wykończeniami i składaniem podpisu... ;) cóż, nic już nie jest takie pewne
jak się wydaje, gdy czytamy "Wiedzę Tajemną"...




Albo szkice, które wskazują na nagminne wręcz używanie przez dawnych artystów, 
także dziewiętnastowiecznych, metod dobrze wypróbowanych acz, nie mających 
związku z optyką. 

1. Kratki, co nie co wyśmiewane przez autora "Wiedzy Tajemnej":

 

 








 



 



 











 

Ostatni szkic - powyżej - pokazuje, czemu konie w biegu prawie do XX wieku 
malowano dziwnie rozciągnięte, otóż najwyraźniej szkicowano z natury, podczas 
wyścigów lub polowań, a potem przenoszono wizję..., z pomocą kratek - tu nie dało
się inaczej - kratki służyły bowiem jedynie podzieleniu kompozycji, 
a nie oddaniu szczegółów. Z drugiej strony to znamienne jak szczegółowe ostatecznie
były obrazy tego typu, jak piękną, choć nie do końca prawdziwą iluzję tworzyły..., 
warto poszukać, wiele mówią o warsztacie mistrzów przeszłości, jeszcze więcej 
o próbach ich umniejszania przez współczesnych...

 2. Kilka przykładów na to, jak skrupulatnie podchodziło się - w klasycznych 
formach wykształcenia, do studiowania najmniejszych choćby elementów 
przedstawienia. Kilka przykładów, bowiem nie sposób byłoby zamieścić wszystkich 
(są ich w sieci setki). Gdy rysownik w fazie nauki wyrysował dziesiątki czy 
setki - tak precyzyjnych szkiców, nie dziwota, że potem z pamięci / z natury / albo
w dowolny inny sposób był w stanie rysować i malować na poziomie większości 
z nas (bez sztuczek technicznych) niedostępnym.







 



A teraz podmalówki, szkice, niedokończone prace..., ujawniające jednak wiele
sekretów warsztatu dawnych Mistrzów. Najpierw kilka szkiców jasno wskazujących,
że obrazy - portrety zwłaszcza, malowano wieloetapowo, najpierw opracowując
portrety malowane oczywiście z natury. 
Dawna optyka to nie fotografia, tak czy siak malowano z żywego modela, 
co oczywiście wymagało ogromnej sprawności, a przy takiej sprawności, nie bardzo
 widzę sens dla utrudniania sobie życia stosowaniem dodatkowych przyrządów... 


 



      

W tym wspaniałym szkicu widać też poprawki, coś, co teoretycznie
 nie powinno występować przy użyciu optyki...

W przypadku kolejnych - poniższych szkiców - widzimy wyraźnie, że studia wstępne
nie mogły być tworzone z natury, to raczej efekt wielu wcześniejszych studiów 
łączonych w fantazyjne kompozycje, malowanych kilkoma metodami.
Pierwszy - pokazuje pięknie - wieloetapowy proces pracy, przypominający
 nieco metodologię stosowaną przy freskach - wyznaczania, co jest do zrobienia 
w danym podejściu. Wyjaśnia to też jednak rzecz o wiele ważniejszą, na którą 
tak często zwraca uwagę David Hockney - dlaczego -  zwłaszcza u mniej 
sprawnych malarzy (choć nie tylko), w ostatecznym rozrachunku wiele prac 
sprawia wrażenie, jak by to były fotomontaże złożone z wielu odrębnych 
cząstek - tak po prostu było, to były odrębnie malowane cząstki całej kompozycji, 
a wiele podejść to czasem też i drobne niedoskonałości połączeń między fragmentami, 
co z kolei mogło wynikać nawet z tak prostej sprawy jak brak dostarczanych,
 porównywalnej jakości farb, albo drobnych nieścisłości w ich przygotowaniu 
(w proporcjach pigmentów), co z kolei wynikało z konieczności mieszania ich 
od nowa - za każdym podejściem.
Idealna powtarzalność tej czynności nie była możliwa, a choćby "ciut" zbyt duża
różnica, mogła owocować efektami niedopasowania poszczególnych fragmentów. 
I już, i nie trzeba mieszać w to problematyki dawnej optyki...



Kolejne (poniższe) szkice pokazują inną metodę - najpierw na całość kładło się
tzw., imprimiturę, czyli barwną podmalówkę, potem od razu na powierzchni 
rozrysowywało się dokładny szkic całej kompozycji -  oczywiście stworzony
przez połączenie wielu odrębnych studiów, szkiców - następnie kładziono półtony 
i niektóre cienie, oraz biele. Taki sposób malowania odpowiadał wielowarstwowej
strukturze przejrzystych  laserunków, gdzie intensywne barwy cienia i półtonów
równoważyła i wzbogacała zarazem barwna podmalówka, a te same barwy kładzione 
na biele - nabierały zupełnie innego wyrazu, tworząc niezwykłą świetlistość tonacji 
"w świetle". W tym przypadku także - optyka była by tylko utrudnieniem - raz,
że kompozycja fantazyjna, dwa, przez niewielkie i słabej jakości soczewki trudno było 
by właściwie oceniać subtelną grę barw i światłocienia...


 




Jeszcze taka niespodzianka..., świetny przykład - że nawet wynalazek fotografii - nie zakończył wykorzystywania dawnych metod kopiowania, oraz, że to kopiowanie bynajmniej nie zawsze było i nie koniecznie służyło wyłącznie iluzji...


A teraz nieco o dawnych "katalogach" i studiach robionych podobnie jak szkice
- studia anatomiczne powstające, by sprostać wymogom malowania obrazów 
jakże realistycznych...
Z ich pomocą - malowanie nie stanowiło specjalnej trudności, a zarazem łatwiej 
przyjąć wielką sprawność dawnych malarz, gdy sobie uświadomimy, że musieli 
znać te wszystkie metody, sposoby, rysować dziesiątki studiów, a także obrazy 
poglądowe, pomagające potem swobodnie konstruować niemal dowolne 
kompozycje (niemal - w granicach zamówienia, tematu, albo symboliki... ), 
a studia te, wyglądały tak... 


 

 












Prace tego typu - pozwalają zrozumieć również doskonałość dawnych 
ilustracji przyrodniczych, podobnych choćby powyższej stronicy - a także 
choćby katalogów dla hodowców, czy kupców..., teraz czynią to zaawansowane 
techniki fotograficzne i komputerowe..., dawniej - na pewno oryginały, tworzyli 
odręcznie świetnie wykształceni ilustratorzy. Biorąc pod uwagę ich doskonałość, 
nie wierzę, że lepsi artyści - Ci, którzy utrzymywali się nie z ilustracji, a własnych 
prac, musieli wspomagać się przyrządami..., to nie te czasy, nie te czasy..., co dziś... 
        
P.S.
Cały cykl w kolejności do czytania najlepszej:
http://pawtadgal.blogspot.com/p/o-wiedzy-tajemnej-polemika-z-teoria.html

Poza cyklem, nawiązuję do tematu także w poście o twórczości Antona Van Dycka:
http://pawtadgal.blogspot.com/2015/01/anton-van-dyck_11.html




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz