środa, 25 listopada 2015

Wojciech Kossak - Twórca zaangażowany.

Wojciech Kossak - malarz z serca, ducha, pasji i ciężkiej pracy, biorąc pod uwagę ilość, jakość, oraz wielkość wielu z dzieł tego artysty...

Mimo wielu narosłych z czasem mitów i oskarżeń pod adresem Wojciecha Kossaka
i Jego twórczości, uważam - z perspektywy czasu i sztuki polskiej jako takiej, można 
Go uznać za jednego z najlepszych, artystę pierwszego rzędu, ba, twórcę zaangażowanego nie tylko w tworzenie, lecz także ideowo - tak, lecz..., nade wszystko, wedle sobie
współczesnych problemów polskich. 
Współcześnie tego typu zaangażowanie społeczne, polityczne, lub po prostu
pro-codzienne życie - jest bardzo popularne, ale zazwyczaj nie łączymy 
go szczególnie z przeszłością, uważając nie wiadomo czemu, że to wymysł 
współczesności. 
W  ogóle, zbyt często i zbyt łatwo przychodzi nam uogólniać na swoją korzyść...

Wojciech Kossak  urodził się we Francji, w Paryżu ( w sylwestra 1856 roku ), 
jako pierwszy z bliźniaków...
Jego brat, nieznany szerzej, został obdarzony imieniem Tadeusz. Kossakowie 
przebywali w Paryżu  ponieważ Juliusz ( ojciec Wojciecha ), studiował - miarą 
wielu malarzy polskich - za granicą, a Paryż był wówczas jednym z kilku, 
prawdopodobnie zresztą najważniejszym - centrum sztuki europejskiej.
Choć pierwsze lata przyszłego artysty naznaczone były bardzo skromnymi 
warunkami życia, niemal od urodzenia przebywał w otoczeniu polskiej, migracyjnej 
elity intelektualnej, a to głównie uchodźców przed represjami zaborców, po powstaniu, 
oraz wojnach napoleońskich. Tak, nie można zapomnieć, że choć podówczas istniało pojęcie Polski, jednak, bynajmniej, nie w takim znaczeniu, jak dziś..., nie - aż do czasu odzyskania niepodległości w roku 1918.

Kossakowie należeli do szlachty polskiej, a choć w Paryżu nie miało to większego znaczenia, przywiązani  byli do wykształcenia dzieci w duchu patriotycznym 
i utrzymywania kontaktów z innymi Polakami.
Jest to zresztą cecha charakterystyczna - w ogóle wyróżniająca polskie malarstwo 
na tle Europy. Nie chodzi jedynie o tematykę prac malarskich.
Wielu - poza Polską - musiało i musi dziwić ówczesna tematyka dominująca 
w malarstwie polskim  - głęboko pro-polska, patriotyczna, pełna patosu i martyrologii, często niepoprawna politycznie - wielbienie czasów powstańczych, pozytywne oceny podbojów napoleońskich - albo przedkładająca nad inne "klimaty" codzienności życia, 
ale znów, przede wszystkim bardzo szczególnego rodzaju życia - zupełnie nieznanego przeciętnemu zachodniemu artyście - obyczaju i szczególnego spojrzenia na świat 
rycerstwa polskiego (szlachty).

I tak oto, dochodzimy do odmienności numer dwa - bardziej nawet istotnej
niż problem tematu, acz z tą kwestią bezpośrednio związanej.
Otóż, bardzo wielu XIX wiecznych malarzy polskich należało do stanu 
szlacheckiego, gdy w Europie, wręcz odwrotnie...
W większości krain europejskich, a także w Rosji - na palcach jednej ręki można 
policzyć malarzy urodzonych w domach szlacheckich, a i to, niemal wyłącznie 
w domach szlachty zubożałej, niewiele poza osobistą pamięcią i honorem 
- wyróżniającej się ponad inne stany. Zresztą, na Zachodzie Europy szlachta 
nigdy nie miała tyle swobód i wolności jak w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej 
właśnie...
Co więcej - setki lat w zachodniej Europie trwała już "emancypacja" artystów 
- próby i dążenia uwolnienia się od miana rzemieślnika cechowego - podobnego
jeśli już, nie panom rycerzom, a szklarzom, stolarzom, snycerzom, złotnikom, 
bednarzom i itp. Miarą szlachty zaś, możnowładców, królów, nie było 
"brudzenie sobie rąk" farbami, czy pyłem dłuta odbijanego od kamienia, 
lecz szeroko zakrojony mecenat artystyczny, wsparcie, lub wręcz pensje dla 
zdolnych rzemieślników, którzy (jak i złotnicy np., czy szklarze) i tak mieli często 
nieco więcej możliwości dostępu do wielkich postaci (klientów) swoich czasów. 
Malarstwo do XVIII wieku rzadko było zaliczane w poczet tzw., 
Sztuk - Sztuk Pięknych i nauk uznawanych za zajęcia szlachetne - zatem z natury 
dobre dla szlachty i dworów. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać powoli, zawsze opornie,
a i przede wszystkim za przykładem - wyzwolonej protestanckiej Holandii, a następnie post-rewolucyjnej Francji...
Wcześniej artyści - wywodzący się, podkreślmy to - ze stanów niższych - lecz mający ambicje poruszania się wśród elit - musieli wiele lat zgłębiać nie tylko tajniki swojej dziedziny, lecz też studiować matematykę, geometrię, muzykę, poezję, musieli biegle 
czytać i pisać, nierzadko w wielu językach i wciąż, wciąż rozwijać swoje możliwości zadziwiania władców... Nie bez przyczyny powstały pojęcia "człowieka renesansu", 
czy "poezji" jako wyróżnienia, podkreślenia wartości obrazów - jako dzieł Sztuki 
Pięknej, lub warsztatowej "alchemii" malarstwa. Nie bez przyczyny także, 
najwyższym ukoronowaniem życia artysty malarza bardzo  długo było - a właściwie 
jest nadal (w krajach, gdzie zachowano częściowo ustrój monarchistyczny) nadanie szlacheckie! Tak, tak - to dlatego Velazquez - syn zubożałego szlachcica, uwielbiał 
życie dworskie, a swoimi sukcesami szczycił się do tego stopnia, by domalowywać wyróżnienia na dawno już powstałych autoportretach / to dlatego Rubens robił wszystko, 
co mógł by przypodobać się swemu władcy...
Można powiedzieć, że artyści Zachodu walczyli o zaliczenie malarstwa do szlachetnych zajęć - Sztuk Pięknych..., zaś polscy malarze, poza nielicznymi wyjątkami, korzystali 
w tego, uprawiając sztukę, dosłownie - szlachecką...

Wracając jednak, do meritum...

Po kilku latach studiów - Juliusz Kossak wraz z rodziną wrócił do Polski (1861), 
do Warszawy.
Czas był jednak wyjątkowo trudnym dla polskich patriotów i niespokojnym, wszak 
już wkrótce wybuchnie Powstanie Styczniowe ( ! ). W dniu wybuchu Powstania 
Wojciech i Jego brat bliźniak mają ledwie 6 lat. Oto kolejne, choć dziecinne jeszcze doświadczenie, które musiało odcisnąć głęboki ślad w psychice późniejszego artysty...
Musiało.
Choć moje życie przebiegało inaczej - byłem niewiele, ledwie o kilka miesięcy młodszy, gdy w Polsce wprowadzono Stan Wojenny.
Może porównanie jest nieadekwatne, nawet na pewno, lecz dzięki niepokojowi tamtego czasu, który dobrze pamiętam - lepiej niż inne zdarzenia z ówczesnego dzieciństwa - mogę, 
jak sądzę, zaryzykować sąd, że Wojciech, choć wówczas ledwie sześcioletnie dziecko,
musiał z tych burzliwych wydarzeń zapamiętać znacznie więcej, niż może się nam 
wydawać...

Trudny czas i wydarzenia historyczne, a przede wszystko narastające - carskie - represje 
anty-polskie sprawiły, że ledwie po kilku latach Kossakowie przenoszą się do Krakowa,
 gdzie zajmują tradycyjny dworek szlachecki, do dziś zwany "Kossakówką".  Dom ten, 
podobnie jak paryskie mieszkanie Kossaków, tętnił życiem towarzyskim, spotkaniami 
z licznymi osobistościami kultury i sztuki, inteligencji Krakowskiej.
Jak sądzić można z listów matki Wojciecha, przejawiał on talent i zamiłowanie 
do malarstwa od lat najmłodszych, na pewno zaś - zapiski mówią o synku w wieku 
lat około 14.
W każdym razie, wiadomo o Wojciechu tyle, że nie interesowało go niemal nic, co nie
 miało by związku z sztuką lub ulubioną tematyką prac plastycznych - tą, której 
poświęcił całe swoje dorosłe życie. W szkole miał stopnie raczej słabe, zdarzały 
się oceny niedostateczne  (końcowe !),  w każdym razie, w roku 1871, 16 letni 
wówczas Wojciech Kossak zostaje przez Ojca zapisany do Szkoły Sztuk Pięknych 
w Krakowie.
Dwa lata później, w 1873 roku  wyjeżdża do Monachium, gdzie podejmuje naukę
 malarstwa w słynnej Szkole Monachijskiej, szkole, którą ukończyło wielu spośród
 najlepszych polskich malarzy.
W czasie studiów i po powrocie do Krakowa Wojciech sporo już maluje 
(wiele lat intensywnie rysował), jednak głównie motywy wzorowane, a często wprost
kopie tak prac Ojca, jak i innych znanych twórców. W roku 1877 znów wyjeżdża, 
tym razem - wzorem swego ojca - na studia do Paryża. Malować na poważnie - własne
 motywy - zaczyna właśnie około roku 1877 roku, lecz pierwsze sceny batalistyczne,
z których wkrótce zasłynie, są jeszcze przed nim (zaczął jednak młodo - mając 23 lata).

Życie Wojciecha Kossaka - od wczesnej młodości naznaczyły liczne podróże po świecie, 
ale dokądkolwiek nie pojechał - tam również tworzył, i wielokrotnie wystawiał swoje
prace.
W latach 80-tych i 90-tych XIX wieku wystawia się m.in. w Krakowie, Warszawie - to 
były podówczas dwa, odrębne zabory ( ! ) -  w Wiedniu, Peszcie, Monachium, Berlinie,
 Londynie, Paryżu, Lwowie, w Zakopanem, ale i w USA - i nie tylko..., o czym jeszcze 
napiszę.

Jednym z najsłynniejszych (w ogóle, a na pewno za życia artysty), obrazów była
"Olszynka Grochowska", scena batalistyczna, ukazująca najkrwawszą chyba bitwę Powstania Listopadowego, w której po obu stronach walczyło blisko 100 tysięcy 
żołnierzy (więcej w linku, który znajduje się u dołu postu).
Niestety, oryginalny obraz nie zachował się do naszych czasów - spłonął w pożarze 
w 1915 roku.
Niemniej, Kossak poświęcił temu momentowi historii polskiej wiele motywów, 
w tym liczne interpretacje na podstawie szkiców pierwotnej kompozycji, oto kilka 
z nich:

 


Przy okazji warto podkreślić bardzo charakterystyczną cechę malarstwa Wojciecha
 Kossaka, z której zresztą często czyniono mu zarzuty - otóż artysta wielokrotnie 
wracał do wybranych motywów i nie tylko interpretował je ale i często wprost - co
wyżej widać - niemalże replikował. Czasem czynił to dla siebie, częściej jednak 
wykonywał te repliki dla klientów. Z jednej strony można to uznać za działanie czysto
 komercyjne - co dla niektórych oznacza osłabienie wartości twórczości danego artysty
- z drugiej..., może też podpadać pod "zarzut" charakterystyczny dla  konkurencji 
zawodowej - prostej artystycznej zawiści... Poza tym warto pamiętać, że jeśli kopiował,
to jednak zawsze własne, autorskie motywy...
Nie wspomnę już o tym, że i wielu, często bardzo znanych i cenionych artystów
współczesnych, nie tylko powtarza i interpretuje wielokrotnie własne pomysły, tworzy
długie cykle pod dany temat, lecz i ba, bywa, przez całe dojrzałe życie twórcze - wciąż,
 gdziekolwiek nie przebywają, wciąż malują dosłownie jeden motyw... Tak, dziś nie ma 
nic "strasznego" w tym o czym piszę, ale mimo to łatka przylgnęła do Wojciecha Kossaka 
i wciąż zdarza się, że ów stereotyp ważniejszy jest, niźli racjonalna, obiektywna ocena 
Jego twórczości.

Kolejnym elementem twórczości Wojciecha Kossaka, którego nie wolno pominąć 
w jakimkolwiek poważnym opracowaniu, są tworzone od lat 90-tych XIX wieku Panoramy.
Najbardziej znaną i pierwszą Panoramą, w której malowaniu Wojciech Kossak 
uczestniczył, żeby nie powiedzieć, że sam zaprojektował i wykonał jej większą 
część - jest oczywiście Panorama Racławicka.
Pomysłodawcą i organizatorem tego przedsięwzięcia był Jan Styka, który zwrócił 
się w 1892 roku do Kossaka z pomysłem - a po wielu zabiegach - przystąpili 
do pracy w roku 1893 - we Lwowie.
W pracy nad obrazem uczestniczyli także (i m.in.), malarze: Axentowicz, Popiel, Rozwadowski, Tetmajer...
Nie ma się czemu dziwić, obraz jakiego malowanie przypadło im w udziale miał 
15 na 120 metrów, czyli, bagatela, około 1800 m 2 powierzchni! 
Warto też podkreślić, że tę gigantyczną pracę artyści wykonali w zaledwie 9 miesięcy... Biorąc pod uwagę skalę skomplikowania kompozycji, ilości szczegółów, motywów,
konieczności kreowania z pamięci, wyobraźni i według historii -  w tym historycznych
 danych o uzbrojeniu, mundurach i wydarzeniach związanych z tematem, ba, 
konieczność malarskiego zgrania kilku różnych osobowości malarskich... 
Cóż, podziwiam i podziwiać będę tę niesamowitą malarską pracę nad Panoramą 
Racławicką, niezależnie od ewentualnych "krytyk" twórczości Kossaka, zwłaszcza 
w wykonaniu późniejszych malarzy, którzy często gęsto zwyczajnie nie mają czego 
(we własnym dorobku), porównywać... (...).
Taaak..., a oto kilka motywów z Panoramy Racławickiej:








Kossak uczestniczył w stworzeniu kilku wielkich obrazów, w tym równie wielkiej 
jak Racławicka - Panoramy zwanej "Berezyną" - we współpracy z Julianem Fałatem, Wywiórskim i wieloma innymi artystami. Ta ostatnia Panorama nie przetrwała próby
 czasu, i jak wiele ogromnych półcień przeszłości z czasem została pocięta na kawałki,
 częściowo przemalowana ( przez Kossaka zresztą ) i w takiej postaci wyprzedana 
pojedynczym klientom.

W latach 1895 - 1902 Wojciech Kossak przebywa w Berlinie. Ten wyjazd jest 
szczególnym w życiu artysty, tym bardziej, że pracując dla władcy Niemiec, 
choć z powodzeniem - mając wiele zamówień i jak się dziś mówi 
"kosząc niezły grosz", w Polsce dorobił się niezbyt pochlebnych opinii. 
Nie ma się zresztą czemu dziwić - zaborca niemiecki na przełomie XIX i XX wieku 
przysporzył Polakom sporo kłopotów, i to, co piszę, należy rozumieć jako bardzo 
łagodny eufemizm... 
Zwłaszcza zaszkodziły opinii o artyście - silnie antypolskie wystąpienia władcy 
Niemiec w Malborku w 1901 roku. Ma wówczas wiele problemów z krytyką 
krakowskiej głównie prasy, ale i osobisty - potężny dylemat - co począć 
w zaistniałej sytuacji.
Z jednej strony, jak wspomniałem, pobyt w Berlinie przysporzył mu sporo sukcesów 
i jeszcze więcej zamówień, z drugiej był Kossak - niezależnie od licznych zarzutów 
- zapalonym patriotą, ale znów, nade wszystko, malarzem. Nie wnikając w szczegóły, 
w roku 1902, narażając się Niemcom i dostając niemal w krzyżowy ogień prasy tak niemieckiej jak i polskiej - postanowił wrócić do kraju. Niestety powrót nie spotkał 
się z reakcją jakiej oczekiwał i znękany, a wręcz obrażony niesprawiedliwymi 
(w Jego przekonaniu), oskarżeniami, wkrótce, bo już w roku 1903 wyjechał - tym 
razem do Wiednia...
Tu wrócę na chwilę do wyżej i skrótowo zarysowanego problemu krytyki, z jaką 
borykał się artysta na przełomie XIX i XX wieku. Otóż są dwa powody, dla których większość z tej krytyki była, co najmniej przesadzona, żeby nie powiedzieć, często 
wprost bezsensowna....
Po pierwsze - artysta ten nigdy nie malował gloryfikując zwycięstwa i przewagi
niemieckie ponad polskimi, ba, częściej zdarzało mu się przedstawiać sceny tak, 
że ukazywał w nich np., wielkość nie lubianego podówczas - z oczywistych względów historycznych - Napoleona i w ogóle Francji... Potwierdza to choćby taki "drobiazg",
jak fakt nadania Wojciechowi w 1901 roku, w czasie Jego pobytu w Berlinie (!), krzyża Legii Honorowej - czyli odznaczenie..., francuskie!
Po drugie, jak sam zauważał w swoich wspomnieniach - swoją twórczością, w którą 
zawsze wkładał całe serce i kunszt - rozsławiał sztukę i historię Rzeczypospolitej 
(malował i tam liczne tematy polskie, lub historycznie z polskością związane), 
a w Berlinie każdy wiedział, że Kossak jest Polakiem, a nie malarzem skądś tam. Oczywiście, należy też zrozumieć, że każdy człowiek, który znajdzie się w podobnie
niesprzyjających kleszczach między historią, a własną pasją - zwłaszcza gdy historia
jest tak bardzo trudna - każdy taki człowiek może narazić się na krytykę, krytykę, 
której nie da się niczym i nigdy do końca zmyć z nazwiska, choćby był sam w sobie 
zawsze solidny, szczery i oddany słusznej dla swego narodu sprawie. 
Wystarczy, że ktoś taki po prostu znajdzie się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym
 czasie, albo, co gorsza, zdobędzie uznanie w oczach ludzi przez rodaków..., nienawidzonych.. I..., właściwie trudno mieć pretensje do jego krytyków, nawet, 
jeśli de facto, z punktu widzenia czasu, jasno widać, że artysta nie uczynił niczego 
złego, a z pewnością, nie wyrządził żadnej krzywdy wielkiej sprawie polskiej niepodległości...

W czasie swojego pobytu w Wiedniu Wojciech Kossak jak zwykle od razu wpada 
w wir pracy, maluje dużo, acz jednak głównie niewielkie motywy, częściej dla Polaków, 
niż Austriaków. Podróżuje, wystawia się - w Wiedniu i Londynie (1905), w Paryżu 
i USA (1907)...

Do Polski / Krakowa wraca dopiero w roku 1907 i - mimo, że także i w tym czasie 
wiele podróżował, zasadniczo mieszkał w Krakowie. 
Od roku 1907 następuje też zmiana nastrojów i ogólnego stosunku do Artysty, 
być może nie zapomniano mu zupełnie, blisko 7-letniego pobytu w Berlinie - jednak pracowity artysta zdobywa liczne zamówienia, pracuje - według licznych źródeł 
- niemal "bez wytchnienia". Założył też w tym czasie grupę artystyczną "Zero", przeciwstawiając jej idee bardziej nowoczesnym trendom w sztuce krakowskiej.
W tym czasie osiąga też swego rodzaju szczyt - wyżej już opisanej tendencji 
- wykonywania licznych kopii i interpretacji własnych prac, co zresztą znów 
niejednokrotnie przysparza mu problemów i fal krytyki, tym razem raczej na niwie 
artystycznej, jak również od klientów niezadowolonych z tego, że otrzymują nie 
oryginały, pierwowzory koncepcji malarskich, a ledwie ich kolejne "wersje".
Niemniej, ogólnie rzecz biorąc można ten okres uznać za szczyt sławy i powodzenia.
W roku 1913 zostaje Wiceprezesem Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych 
w Krakowie. Niestety, w roku 1914, jak powszechnie wiadomo, wybucha 
Wojna Światowa.
Wojciech Kossak zostaje zmobilizowany.
Jednak dzięki swoim stosunkom i mimo koszmarów wojennych - praktykowanemu 
wciąż malarstwu, wkrótce - w roku 1915, zostaje przeniesiony do Warszawy, do służby 
lekkiej i właściwie bezpiecznej, wkrótce zaczyna prowadzić pracownię batalistyczną. Pracuje w randze profesora, a pracownia działa do roku 1919. Po wojnie Kossak na rok
wstępuje do Wojska Polskiego w stopniu majora, jednak wkrótce ze służby tej 
rezygnuje (1919), a rok później znów zaczyna podróżować po świecie. 
Jeździ m.in., do Paryża, pięciokrotnie podróżuje do USA..., powstaje wówczas 
sporo obrazów o tematyce typowo amerykańskiej. Znów jest "na topie". 
Odnosi również liczne sukcesy w kraju - w roku 1923 zostaje odznaczony krzyżem Komandorskim Orderu Polski Odrodzonej, a w 1924 nadchodzą też sukcesy 
zagraniczne - ze sporym uznaniem spotykają się obrazy wystawione na Salonie Paryskim,
dzięki czemu Kossak zostaje członkiem Union Artistique. Lata dwudziestolecia 
międzywojennego upływają Kossakowi na podróżach oraz wytężonej pracy artystycznej,
nieustającej mimo kolejnej, narastającej z czasem fali krytyki Jego sztuki. 
Tym razem nie chodzi nawet o to, że (jak zwykle) wykonuje wiele replik i przeróbek wcześniejszych motywów. Tym razem, po prostu..., zmieniają się mody, coraz mocniej 
do głosu dochodzą nowoczesne trendy w malarstwie zachodnim, młode pokolenia 
malarzy nie doceniają już, jak dawniej, kunsztu i wypracowanego, akademickiego 
warsztatu artysty... Zresztą, jest to i tym trudniejsze, że Wojciech Kossak im starszy,
 paradoksalnie malował z większą swadą, mocniejszym gestem, często tak pewnym, 
że jednym dłuższym pociągnięciem pędzla budował od razu chmurę, część nieba albo 
pień drzewa, a dwa lub trzy pociągnięcia plus nieco drobniejszych plamek - z precyzją
 budowały sylwetkę konia w biegu...
Nowe pokolenia nie doceniają tej swobody malarskiej, dla jednych to jest nadal zbytnia
 zachowawczość (wyrażająca się tylko w formie, gdy tematyka pozostaje w ścisłym związku z tradycją), dla drugich popis artystyczny, ekwilibrystyka - jak często i dziś oceniają innych twórcy po prostu..., mniej biegli w malowaniu..., nie mogąc zrozumieć, 
że nie ma czegoś takiego jak jednorodny, kanoniczny talent - nie ma tak, że najlepsza 
jest jakaś konkretna treść, czy określony rodzaj i sposób malowania - każdy rozwija 
się po swojemu, a kunszt wyrażający z lekkością to, co jest esencją twórczości / treści można widzieć jedynie jako zaletę..., inne spojrzenie trąci zawiścią lub indolencją oceniającego... Nie jest tak, oczywiście zawsze, ale..., zbyt często. 

Nowość także - sama w sobie - nie jest kryterium pozwalającym wynieść dzieło ponad 
inne - trzeba i czegoś więcej, jakiejś treści lub analitycznego / emocjonalnego uniesienia 
na miarę geniuszu, lub przynajmniej konsekwentnej relacji między formą, a treścią..., 
Sama nowość z czasem się zresztą dewaluuje, wraz z kolejnymi modami, nieustannie przychodzącymi i odchodzącymi w przeszłość, jak fale nieskończonych oceanicznych
 pływów... 

W roku 1935 Wojciech Kossak obchodzi 80 urodziny i zarazem 60-lecie pracy
twórczej!

Wystawia swoje prace w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Lwowie, Katowicach, 
w Wilnie, pokazując blisko 180 obrazów. Choć wystawy te nie spotykają się z takim 
uznaniem, jakiego artysta mógł, można powiedzieć wprost, miał prawo się spodziewać,
 jubileusz i tak uznać można za sukces. 
Już po 80 roku życia planował Wojciech Kossak stworzenie nowej wielkiej Panoramy, 
miała ona, według zamierzeń mieć rozmiar ostateczny 17x110 m!

Jednak przygotowania trwały długo, były problemy ze znalezieniem miejsca..., słowem,
 artysta planów swych zrealizować nie zdążył, tym bardziej, że na przeszkodzie ponownie 
stanęła mu wojenna zawierucha...

Tak, nadszedł koszmarny 1 września 1939 roku...

Ponad 80-letni artysta mimo rozpaczy z powodu pogromu polskiej armii, nie tracił 
nadziei, wierzył w ostateczne zwycięstwo polskiego oręża, planował wciąż, że po 
wojnie zrealizuje swoją wymarzoną Panoramę, malował nawet szkice... 
To, co należy odnotować na temat życia artysty w czasie niemieckiej okupacji - nigdy, 
ani razu nie zgodził się - mimo, że tym samym bardzo się narażał - namalować jednego
 choćby obrazu dla okupanta. Ba, wciąż malował liczne motywy pro-polskie, ot, stosując
 wsteczne - "wcześniejsze" datowanie, by w ten sposób uniknąć zagrożenia...
Tak upłynął artyście rok 1939, 1940, w końcu 1941, choć wówczas cierpiał już bardzo, 
nie zdając sobie sprawy, że zżera go ciężka, wówczas w większości przypadków 
śmiertelna choroba - rak.
Mimo wszystko malował, wciąż malował, według niektórych źródeł nawet w ostatnim 
dniu życia - z rana kazał sobie nałożyć na paletę farby - choć był już zbyt osłabiony, 
by wstać i malować...

Zmarł latem, 1942 roku. 

Wojciech Kossak miał niezwykłe, przebogate w różnorodne wydarzenia życie, 
życie w ostatecznym rozrachunku szczęśliwe, z pewnością więcej było w nim 
sukcesów wybitnej miary niż porażek, więcej pochwał niźli krytyki, więcej pracy 
i postawy patriotycznej z pewnością, wobec sytuacji choćby pozornie wątpliwych. 
Z pewnością był artystą wybitnej miary, głęboko zaangażowanym - w bardzo współczesnym nam znaczeniu. Co tam, że swoista specyfika historii naszego regionu, 
nie dała mu sławy międzynarodowej, równej wielu mistrzom ówczesnej Akademii 
lub awangardy...

Poniżej, wybór prac artysty, zdjęć dokumentalnych, oraz kilka linków na ciekawsze 
tematy poruszone w tekście - i jeszcze jedno - prac nie opisuję świadomie, mają 
oczywiście swoje tytuły, części można się domyślić wprost, część jednak trzeba 
by rozszyfrować szukając na własną rękę. Tytuł jednak, odciąga uwagę - podobnie jak każdy opis, dekoncentruje, a myślę, że sens słowa jest inny niż obrazu i te dwie dziedziny, 
choć wspólnie tu występują, to nie należy tego połączenia nadużywać: 



 




















 
 













 
 




Fotografie z pracowni malarza dodaję z jednego powodu - by pokazać kilka rzeczy, 
z których często nie zdajemy sobie sprawy - jak rzeźba konia w rynsztunku i z siodłem
- a także, ponieważ jest bardzo prawdopodobne, że Wojciech Kossak korzystał z fotografii 
- choćby w ostatnim z prezentowanych portretów - jednak... Spójrzcie Państwo, jaka 
to była fotografia - przekontrastowana, czarno/biała, z długim czasem naświetlania, wykluczająca zatem wyjaśnienie fotografią np., ujęć walk, kawaleryjskich szarży..., 
nie, fotografia nie tłumaczy osiągnięć artysty, to, co najwyżej, swego rodzaju artystyczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz