Alfred M. J. Wierusz-Kowalski
Urodził się w 1849 w Suwałkach. Podobnie jak wielu, właściwie większość
ówczesnych polskich malarzy - w rodzinie szlacheckiej.
Rysunku zaczyna uczyć się w Gimnazjum, w Kaliszu, gdzie w między czasie
przeniosła się jego rodzina - a od 1968 uczęszcza do tzw. "Klasy rysunkowej"
w Warszawie, gdzie uczy się pod okiem kilku artystów, w tym Wojciecha Gersona.
Między 1872 a 1873 studiował a Dreźnie, w tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych,
a następnie trafił do Akademii w Monachium, gdzie studiuje u Aleksandra Wagnera,
oraz Józefa Brandta (któremu poświęcę kolejny wpis).
Wkrótce założył własna pracownię i tym sposobem, jak się okazało, związał
się z Monachium na dobre, zwłaszcza, że cieszył się sporym uznaniem lokalnych
marchandów, lecz i, równie, środowiska artystycznego.
Tematyka Jego prac była zawsze związana z Polską, z czasami własnej
młodości, z szlacheckim, ale jednak dość czułym spojrzeniem
na codzienność życia w rodzinnych okolicach.
Malował też typowe ówcześnie sceny polowań, oraz... wilki.
Wierusz Kowalski upodobał sobie tematykę wilków i to często
w charakterze napastników.
Zimą - wilki zbierają się w stada by łatwiej przetrwać trudny
czas - faktycznie stanowiły dawniej (gdy było ich wiele),
poważne zagrożenie nie tylko dla zwierząt..., jednak - choć
i inni malarze czasem przedstawiali tego typu sceny - zawsze
w ujęciu dramatycznym, u Alfreda widzimy ich po pierwsze więcej,
po drugie przedstawiając wilki same w sobie, w biegu,
albo częściej - samotne zwierzęta na śniegu, na tle rozległego,
pustego krajobrazu.
Co cechuje wilki?
Zazwyczaj żyją w rodzinach, niewielkich stadach, rodzinach,
a rodzice zwłaszcza lub młodziki, polują samotnie, lub w niewielkich
grupach, co zmienia się zimą, gdy zaczynają zbierać się w stada
i tak też polują zazwyczaj skutecznie, porywały się też
na niewielkie grupy ludzi, sanie zaprzężone w konie, stąd nierzadko
dochodziło do polowań na wilki nie dla skór, czy trofeów,
ale by chronić majątki ziemskie, wsie, trzodę, lub i po prostu
chroniąc podróżnych na szlakach.
Wilki były więc zagrożeniem, ale były też symbolem opieki rodzinnej,
oraz zwierzętami wiązanymi z historią starożytności,
którą dość szanowano w naszym kraju, wręcz można powiedzieć,
że w Polsce normą długo było, że stan szlachecki zna dobrze
i często używa łaciny - przypomnijmy sobie legendę powstania Rzymu,
Remusa i Romulusa, wedle mitów wykarmionych przez...,
wilczycę.
Legenda ta, bynajmniej nie jedyna od czasów Rzymskich, kazała traktować
wilki zgoła inaczej, niż dziś...
Również ich skuteczność i współpraca w polowaniach, niemal szaleńcza
odwaga były cenione przez ludzi, zwłaszcza oczywiście - przez szlachtę,
także, bowiem podobnymi zaletami sama się, nierzadko, cechowała...
Także legendy o "samotnych wilkach" nie były tak rozpowszechnione
- wilk samotny, zwłaszcza zimną, to zwierz o niewielkich szansach
na przeżycie, często zagubiony, odstający od stada z powodu zranienia,
lub starości...
Oczywiście kojarzono je też z nieszczęściem, z tęsknotą i groźbą - dzięki
temu jak wyją nocami, ale i wówczas gdy się zwołują by wystąpić
w roli padlinożerców - np., na pobojowiskach...
Zatem samotny wilk zimową porą to nie zagrożenie, lecz smutek,
nostalgia, nieszczęście, lub po prostu osamotnienie, jakie przecież
mógł i miał prawo odczuwać szlachcic polski, żyjący w obcym państwie,
nawet, jeśli jako malarzowi, wiodło mu się bardzo przyzwoicie.
Z drugiej strony wilki atakujące w stadzie można kojarzyć z trudną,
być może skazaną na porażkę walką, ale również z zagrożeniem
wciąż czyhającym na ludzi...
To co teraz napiszę, może być czystym skojarzeniem, bez związku
dla interpretacji obrazów z tego cyklu, jednak..., trudno mi się oprzeć
myśli, że dwa największe zrywy polskiej szlachty przeciw zaborcom
przypadały na późną jesień, niemal na progu zimy i zimę właśnie...
Czy zatem wilki jakoś konkretnie wiązały się w umyśle twórcy z losami
Polski i Polaków? Nie wiem, ale...
Poza tym, Wierusz-Kowalski malował też typowe tematy batalistyczne
i historyczne, znacznie rzadziej, a także - w związku z podróżą
do Północnej Afryki - porusza czasem tematykę orientalną.
Artysta sporo wystawiał i eksponował swoje obrazy - m.in. w Warszawie,
Krakowie, Lwowie, Poznaniu, Monachium, Wiedniu, Paryżu, Berlinie,
czy Saint Louis.
Bywał nagradzany, obrazy już za życia artysty zdobiły wiele muzeów
i galerii państwowych w Europie, oraz w USA.
W 1890 roku otrzymał tytuł honorowego profesora
Akademii Sztuk Pięknych (w Monachium).
Umiera ciągle poważany, do końca niemal "rozchwytywany",
w Monachium, w roku 1915.
Tak, Alfred całe życie cieszył się popularnością, a że był malarzem
pracowitym, często oskarża się go o to, że malował "zbyt dużo",
albo, że był prawie jak "rzemieślnik", ale cóż, powiem tak,
naprawdę nie ma powodu żeby krytykować w ten sposób - i nie,
że tylko tego malarza, ale ogólnie, a to z kilku powodów...
Po pierwsze - fakt zatrudniania uczniów i wykańczania prac przez nich
malowanych - nie jest niczym nadzwyczajnym w sztuce europejskiej,
ponieważ czynili tak niemal wszyscy malarze / Mistrzowie
wszystkich europejskich (i nie tylko) krain i to od średniowiecza
(ale i wcześniej) - a w każdym razie Ci - którzy zdobyli sobie uznanie,
oraz mieli dużo zamówień...
Po drugie - chrzanić bajki wielu ludzi "nowoczesnych", jakoby rzemiosło
było "be", "fe" i w ogóle "do bani" - bez rzemiosła malarz jest jak pisarz
analfabeta - może coś gryzmolić bez sensu, a potem dopowiedzieć
do tego dowolną bzdurę lub intencję, ale jest niemal pewne,
że obraz tak stworzony nic nie wyraża, albo nie to,
czego chciał malarz... (...).
Kicham na tak głębokie mijanie się z rzeczywistością.
Jeśli ktoś chce być ignorantem, to wyłącznie jego problem.
Dobrych malarzy
rzemiosło nie straszy, ono jest zbiorem narzędzi i podstaw służących
świadomej kreacji, wybranego (przez malarza !) tematu, a malarz
świadomy nie jest "przeintelektualizowany", tylko nie dający kasy
klakierom / teoretykom - by zmyślali pięknymi słowy "co artysta
miał na myśli" - bo i inaczej nikt nic nie zrozumie..., a i sam artysta
bazgrolący, to zazwyczaj z tych, co "ani be, ani me, ani kukuryku"... (...).
Po trzecie - sam - pod swoim adresem - słyszałem zdania typu
"za dużo malujesz" - ale zawsze one miały tylko jedno
znaczenie - wrednej, pełnej niechęci zawiści i zatem - złośliwości,
nakierowanej by dotknąć, wkurzyć, obrazić - nigdy
nie chodziło o cokolwiek innego - a zawiść, szanowni państwo
to jednak - jak doszedłem z czasem - uczucie, które powinno
się nam..., podobać..., w końcu jeśli inny malarz czuje w stosunku
do nas zawiść, zazdrości nam, znaczy, czuje się gorszy, mniejszy,
albo mniej utalentowany - tylko, cóż, oczywiście rzadko kogo
stać na szczerość...
Po czwarte - są i zarzuty, że jak się maluje szybko i sprawnie,
to gorzej... Do niedawna sam dałem się nabierać na ten argument,
że jak coś szybko i pewnie, to gorzej niż bym się męczył godzinami.
Ale prawda jest taka, że to znów jest kwestia warsztatu
+ doświadczenie + skala pracowitości + plus określony temat,
format - sumując wprawa / wymogi formy - by obraz zawierał to,
co sobie zamierzyliśmy.
Czasem zatem obraz wymaga miesiąca ślęczenia,
czasem kilku minut skupienia, chyba, że komuś czegoś brakuje,
a..., to już jego problem, że musi siedzieć nad obrazem dłużej.
A zagrożeniem "szybkość" może być tylko dla ludzi,
którzy nie mają pasji, brakuje wyobraźni lub pomysłów, albo po prostu
nie pasuje im (dla ich pomysłów), taki tryb pracy.
Ja np., zawsze pomysłów mam zbyt wiele w stosunku do czasu,
zatem maluję coraz szybciej też i po to, by zdążyć
w tym naszym krótkim życiu namalować choć większą część...,
jeśli więc macie / dawni mieli - swoją wizję,
coś ich pchało wewnętrznie ku określonej tematyce, to nic nikomu do tego,
nie podoba się, to wystarczy ominąć szerokim łukiem,
a na krytykę nie reagować, ale szczerze powiedzieć, co się myśli,
a potem..., dalej robić swoje.
Osobiście uważam, że jeśli już coś zarzucać Wieruszowi, to to samo,
co w ogóle sztuce polskiej - określonej tematyki tamtych
czasów - ale z tym znów da się dyskutować, i tak dalej, i tak dalej...,
ale, szanowni Państwo, to już zupełnie inny temat...
Zatem, oto galeria (wybranych) prac artysty:
Linki:
Jutro wrzucę tekst o Józefie Brandt'cie.
Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz